piątek, 17 sierpnia 2012

what do you do when you go to hel?

otóż hel to specyficzne miasto.

na samym końcu półwyspu, niby mocno turystyczne, ale też bardzo zaniedbane. z niewykorzystanym potencjałem. jak wiele polskich nadmorskich miasteczek zresztą.

z przedziwnym jajowatym budynkiem w porcie, w którym niedawno nie było niczego, a teraz jest pusty pub z przebranym za pirata barmanem i szmatą, na której wisi przypięty obraz wzburzonego morza w złotej ramie.

i oszałamiającym widokiem z okien.

z całym tym nadmorskim inwentarzem - zapachem wędzonych ryb i gofrów, pseudokaszubskim jedzeniem, dźwiękiem cymbergaja i krzykliwymi banerami letnich "outletów" odzieżowych. i różowym namiotem polsatowskiego must be the music na plaży.

i z ukrytą między drzewami, mroczną historią, której czasem można nawet dotknąć.

za jedno lubię hel szczególnie - za plażę na końcu cypla, na której kończy się polska.

i jeszcze za podróż tramwajem wodnym. tak samo sentymentalną za każdym razem.
























2 komentarze: