na naprawdę dłuuuuugie wieczory przed ekranem monitora:
http://www.notcot.org
piątek, 31 października 2008
kocykapdejt
kocyk znik
wiatr go z balkonu zwiał
może do morza wpadł
nawet figa już nie ma w pieski kocyka
(za to ma jeszcze w tygrysy, pani zaś nie ma w nic, ale to się nie zmieniło)
wiatr go z balkonu zwiał
może do morza wpadł
nawet figa już nie ma w pieski kocyka
(za to ma jeszcze w tygrysy, pani zaś nie ma w nic, ale to się nie zmieniło)
czwartek, 30 października 2008
środa, 29 października 2008
wtorek, 28 października 2008
gdy zasnąć na trasie nie da się
Podczas jednej z gonitw myśli, przebiegających przez moją głowę, zahaczony i porwany do tanecznego węża został jeden temat. (No i już się poprawiam, wzorowy uczeń, kurwa...)
Temat traktujący o tym, co się robi, żeby nie zasnąć za kierownicą, kiedy jedzie się w długą trasę w co najmniej sztuk dwie. Ja wprawdzie jeszcze przez jakiś czas nie muszę się martwić o własne za kierownicą zaśnięcie, ale wiem za to, jak to jest, kiedy na siedzeniu pilota walczy się ze snem własnym, żeby kierowcy ze snem pomóc też walczyć.
Ostatnio więc praktykowałyśmy różne zajęcia w tym celu z M., wracając z Niemczech. (M. mówi, że budzę w niej pajaca, więc zawsze, kiedy znajdujemy się w układzie kierowca-pasażer, również wydurniamy się do potęgi. Oprócz tego układu, wydurniamy się również na ulicy, w kinie, i w innych rodzajach miejsc.)
Wśród zajęć, mających na celu nie zaśnięcie, znalazły się:
- zabawa w "kto pierwszy przeczyta wszystkie napisy na mijanych tablicach reklamowych",
- która to w późniejszym stadium przerodziła się w zabawę w wyzywanie się nazwami wyczytanymi na mijanych tablicach reklamowych, ("ty jesteś najtaniej", "a ty jesteś wulkanizacja", "a ty jesteś kół" etc. etc.)
- zabawa w głośne bekanie (boszsz, nie powinnam tego pisać, ale i tak chyba nikt z czytających nie ma mnie za stateczną matronę ani też delikatną zwiewną nimfę, co prędzej spaliłaby się ze wstydu. Szczegóły jednakowoż pominę.)
- zabawa w dresiarzy. Jest to sztandarowa zabawa, odbywająca się głównie w samochodzie, chociaż nie tylko. Polega na specyficznym modulowaniu głosu, specyficznym poruszaniu się oraz używaniu bardzo specyficznego żargonu, i specyficznej tematyki. O życiu.
- zabawa w odgadywanie znaków i przepisów, którymi pasażer akurat interesuje się i w dodatku niejednokroć lepszy w tę zabawę jest od kierowcy. Kierowca za to uczy pasażera różnych praktycznych rzeczy, łącznie z pompowaniem kół, za co pasażer jest niezmiernie wdzięczny.
- zabawa w dżi-pi-esa. Mało śmieszna na dłuższą metę.
- zabawa w darcie ryja. Tu już kierowca jest zdesperowany.
I kiedy pasażer przestaje być jakimkolwiek wsparciem i po prostu po zwyczajnemu chamsku zasypia, kierowca musi zająć się wydzwanianiem do wszystkich możliwych znajomych, których ma na szczęście wiele (bo jednak prowadzenie z telefonem przy uchu jest dużo bezpieczniejsze, niż prowadzenie z uchem na zagłówku, albo czołem na klaksonie).
Ale do naśladowania niekoniecznie zachęcam.
(I tak tak, mamy po lat 28, wyższe wykształcenie, kierownicze stanowiska, takie tam....)
Temat traktujący o tym, co się robi, żeby nie zasnąć za kierownicą, kiedy jedzie się w długą trasę w co najmniej sztuk dwie. Ja wprawdzie jeszcze przez jakiś czas nie muszę się martwić o własne za kierownicą zaśnięcie, ale wiem za to, jak to jest, kiedy na siedzeniu pilota walczy się ze snem własnym, żeby kierowcy ze snem pomóc też walczyć.
Ostatnio więc praktykowałyśmy różne zajęcia w tym celu z M., wracając z Niemczech. (M. mówi, że budzę w niej pajaca, więc zawsze, kiedy znajdujemy się w układzie kierowca-pasażer, również wydurniamy się do potęgi. Oprócz tego układu, wydurniamy się również na ulicy, w kinie, i w innych rodzajach miejsc.)
Wśród zajęć, mających na celu nie zaśnięcie, znalazły się:
- zabawa w "kto pierwszy przeczyta wszystkie napisy na mijanych tablicach reklamowych",
- która to w późniejszym stadium przerodziła się w zabawę w wyzywanie się nazwami wyczytanymi na mijanych tablicach reklamowych, ("ty jesteś najtaniej", "a ty jesteś wulkanizacja", "a ty jesteś kół" etc. etc.)
- zabawa w głośne bekanie (boszsz, nie powinnam tego pisać, ale i tak chyba nikt z czytających nie ma mnie za stateczną matronę ani też delikatną zwiewną nimfę, co prędzej spaliłaby się ze wstydu. Szczegóły jednakowoż pominę.)
- zabawa w dresiarzy. Jest to sztandarowa zabawa, odbywająca się głównie w samochodzie, chociaż nie tylko. Polega na specyficznym modulowaniu głosu, specyficznym poruszaniu się oraz używaniu bardzo specyficznego żargonu, i specyficznej tematyki. O życiu.
- zabawa w odgadywanie znaków i przepisów, którymi pasażer akurat interesuje się i w dodatku niejednokroć lepszy w tę zabawę jest od kierowcy. Kierowca za to uczy pasażera różnych praktycznych rzeczy, łącznie z pompowaniem kół, za co pasażer jest niezmiernie wdzięczny.
- zabawa w dżi-pi-esa. Mało śmieszna na dłuższą metę.
- zabawa w darcie ryja. Tu już kierowca jest zdesperowany.
I kiedy pasażer przestaje być jakimkolwiek wsparciem i po prostu po zwyczajnemu chamsku zasypia, kierowca musi zająć się wydzwanianiem do wszystkich możliwych znajomych, których ma na szczęście wiele (bo jednak prowadzenie z telefonem przy uchu jest dużo bezpieczniejsze, niż prowadzenie z uchem na zagłówku, albo czołem na klaksonie).
Ale do naśladowania niekoniecznie zachęcam.
(I tak tak, mamy po lat 28, wyższe wykształcenie, kierownicze stanowiska, takie tam....)
nie obiecuję poprawy
tak tak, nie nie, znaczy,
nie mogę obiecać,
a czasami mam wręcz ochotę powiedzieć "nie poprawię się i figa z makiem!",
ale wcale nie mam tego na myśli, Drogi Czytelniku, jeśliś jest,
czasem mam po prostu taką wrodzoną przekorę do wyplucia, nie zawsze czymkolwiek uzasadnioną, pozwalającą mi pamiętać, że stoję, nie leżę,
i kwiczę,
ale czasem też naprawdę nie mam ochoty się poprawiać, tak na serio,
mam ochotę być jak najbardziej niepoprawna (bardzo leży mi to słowo, nie stoi, bynajmniej),
nie naganna, nie wzorowa, nie nieodpowiednia,
niepoprawna
(oj a udaje mi się to czasem, że hej, chociaż chyba zawsze mimochodem. bo ja zawsze miałam tę plakietkę wzorowego ucznia szpilką do fartuszka.)
niepoprawna niunia
blond
nie mogę obiecać,
a czasami mam wręcz ochotę powiedzieć "nie poprawię się i figa z makiem!",
ale wcale nie mam tego na myśli, Drogi Czytelniku, jeśliś jest,
czasem mam po prostu taką wrodzoną przekorę do wyplucia, nie zawsze czymkolwiek uzasadnioną, pozwalającą mi pamiętać, że stoję, nie leżę,
i kwiczę,
ale czasem też naprawdę nie mam ochoty się poprawiać, tak na serio,
mam ochotę być jak najbardziej niepoprawna (bardzo leży mi to słowo, nie stoi, bynajmniej),
nie naganna, nie wzorowa, nie nieodpowiednia,
niepoprawna
(oj a udaje mi się to czasem, że hej, chociaż chyba zawsze mimochodem. bo ja zawsze miałam tę plakietkę wzorowego ucznia szpilką do fartuszka.)
niepoprawna niunia
blond
niedziela, 26 października 2008
chyba mam jetlag
taki jesienny
październikowy
i jakiś flashback
październikowy
chyba mam też
nie wiem która godzina
i'm a jungle girl that's what i am
tylko butów szkoda dość
...
lepiej oddawaj dekiel od holgi
(nie no nic się nie klei, niczego nie ma, mówię, że jetlag)
październikowy
i jakiś flashback
październikowy
chyba mam też
nie wiem która godzina
i'm a jungle girl that's what i am
tylko butów szkoda dość
...
lepiej oddawaj dekiel od holgi
(nie no nic się nie klei, niczego nie ma, mówię, że jetlag)
sobota, 25 października 2008
o Świcie
Wiem, nie może tak być. Wstyd mi po wielokroć. Przygotowałam więc prezentację. Prezentowałam już kilkakrotnie Gwiazdę. Teraz chciałam zaprezentować Świtę. Tzw. Świtę Świtezia. (niektórzy też mówią "groupies"...) Oraz jej zajęcia.
Otóż mianowicie Świta zajmuje się następującymi rzeczami:
- siedzeniem w koszu plażowym, uśmiechaniem się, popijaniem trunków, popalaniem szlugów,
- siedzeniem przy stoliku, popijaniem trunków, popalaniem szlugów, oglądaniem czegośtam,
- leżeniem w łóżku i oglądaniem kreskówek, podczas, gdy reszta popija trunki i popala szlugi,
- oczywiście wspieraniem Świtezia, nie widzę na zdjęciu, ale na pewno szlugi chociaż są,
- siedzeniem na plaży, popijaniem trunków, popalaniem szlugów,
- czyszczeniem sobie butów na hotelowym korytarzu, popijaniem trunków, szlugi wcześniej spalone na zewnętrznej.
No i tam oczywiście innymi dużo ważniejszymi rzeczami również, żeby nie było...
Otóż mianowicie Świta zajmuje się następującymi rzeczami:
- siedzeniem w koszu plażowym, uśmiechaniem się, popijaniem trunków, popalaniem szlugów,
- siedzeniem przy stoliku, popijaniem trunków, popalaniem szlugów, oglądaniem czegośtam,
- leżeniem w łóżku i oglądaniem kreskówek, podczas, gdy reszta popija trunki i popala szlugi,
- oczywiście wspieraniem Świtezia, nie widzę na zdjęciu, ale na pewno szlugi chociaż są,
- siedzeniem na plaży, popijaniem trunków, popalaniem szlugów,
- czyszczeniem sobie butów na hotelowym korytarzu, popijaniem trunków, szlugi wcześniej spalone na zewnętrznej.
No i tam oczywiście innymi dużo ważniejszymi rzeczami również, żeby nie było...
środa, 22 października 2008
żeby
żeby to jest dobre słowo
żeby
i tyle właściwie chciałam dzisiaj powiedzieć. słowo na środę to jest. i na czwartek. i na piątek. i na sobotę. i na niedzielę. i na poniedziałek. i na wtorek... i tak aż.
a teraz, ewrybady
żeby żeby żeby żeby żeby żeby
powtarzamy
taka mantra
taka karma
(sucha, sucha)
żeby
i tyle właściwie chciałam dzisiaj powiedzieć. słowo na środę to jest. i na czwartek. i na piątek. i na sobotę. i na niedzielę. i na poniedziałek. i na wtorek... i tak aż.
a teraz, ewrybady
żeby żeby żeby żeby żeby żeby
powtarzamy
taka mantra
taka karma
(sucha, sucha)
wtorek, 21 października 2008
poniedziałek, 20 października 2008
niedziela, 19 października 2008
depeche mode, czyli depesza o modzie
Najpierw pokrótce news weekendu.
Kciuki jak na razie pomagają...
Otóż Gregor Gonsior dostał główną nagrodę Usedom Baltic Fashion Awards w kategorii Ceremonia - Couture.
Dramaturgia jednakowoż była. Ponieważ wygrał w zupełnie innej kategorii, niż był nominowany...
Dość powiedzieć, że jego kolekcja była nominowana w kategorii Avantgarde, w której to też została dwukrotnie pokazana podczas gali.
Ale kiedy jury ogłaszało werdykt dla każdej z trzech kategorii, okazało się, że w kategorii Avantgarde nagrodę zdobyła Niemka... Tu pojawił się smutek, rozczarowanie, niekumacja, "na-pewno-dostanie-jakąś-nagrodę-specjalną"...
Po czym został odczytany werdykt w kategorii Ceremonie - Couture, w której, przypomnę, Gregor nie występował. I okazało się, że w owej kategorii wygrał... Gregor Gonsior.
Jury musiało mieć niezły orzech do zgryzienia, ale koniec końców chyba mieli rację...
Później może trochę więcej. Znaczy, na pewno.
Kciuki jak na razie pomagają...
Otóż Gregor Gonsior dostał główną nagrodę Usedom Baltic Fashion Awards w kategorii Ceremonia - Couture.
Dramaturgia jednakowoż była. Ponieważ wygrał w zupełnie innej kategorii, niż był nominowany...
Dość powiedzieć, że jego kolekcja była nominowana w kategorii Avantgarde, w której to też została dwukrotnie pokazana podczas gali.
Ale kiedy jury ogłaszało werdykt dla każdej z trzech kategorii, okazało się, że w kategorii Avantgarde nagrodę zdobyła Niemka... Tu pojawił się smutek, rozczarowanie, niekumacja, "na-pewno-dostanie-jakąś-nagrodę-specjalną"...
Po czym został odczytany werdykt w kategorii Ceremonie - Couture, w której, przypomnę, Gregor nie występował. I okazało się, że w owej kategorii wygrał... Gregor Gonsior.
Jury musiało mieć niezły orzech do zgryzienia, ale koniec końców chyba mieli rację...
Później może trochę więcej. Znaczy, na pewno.
za trzy i pół kilometry skręć w lewo
za 300 metrów jedź prosto
potem jedź prosto
jedź prosto
za 100 metrów dotrzesz do celu
(- Kim chcesz zostać, jak dorośniesz?
- Dżi-pi-esem.)
potem jedź prosto
jedź prosto
za 100 metrów dotrzesz do celu
(- Kim chcesz zostać, jak dorośniesz?
- Dżi-pi-esem.)
czwartek, 16 października 2008
3mamy kciuki
Za Gregora Gwiazdę Mody, żeby wygrał. Znowu. W tych Niemczech.
Za Żonę, żeby jej produkcja się udała. W tym śmierdzącym Gdańsku. Żeby ludzie namszę przyszli tłumnie.
I za Stevena też potrzymcie. Żeby zdrowy był. I żeby udało mu się to, co ma się udać.
I nach Heringsdorf, bitte.
Za Żonę, żeby jej produkcja się udała. W tym śmierdzącym Gdańsku. Żeby ludzie namszę przyszli tłumnie.
I za Stevena też potrzymcie. Żeby zdrowy był. I żeby udało mu się to, co ma się udać.
I nach Heringsdorf, bitte.
środa, 15 października 2008
wtorek, 14 października 2008
wykończy mnie to elcztery
i bynajmniej nie od leżenia...
dlatego tylko piosenka na rozruch, co mi swego czasu grała w telefonie
a za tydzień pan ją może zagra w sfinksie :)
i tam się laski wyginają i tam inne
a ja padam na cośtam
dlatego tylko piosenka na rozruch, co mi swego czasu grała w telefonie
a za tydzień pan ją może zagra w sfinksie :)
i tam się laski wyginają i tam inne
a ja padam na cośtam
poniedziałek, 13 października 2008
sąsiedzi
Poznaję sąsiadów.
W pierwszej kolejności oczywiście psiarzy.
Do tego poznałam już dwoje takich, co swoje psiaki znaleźli na przestrzeni ostatniego tygodnia w pobliskim lesie. (Bokserkę, co wygląda jak prążkowany szkielet. I malutkiego czarnego jamniczka.)
W następnej kolejności spodziewam się jakiegoś żula.
Mam nadzieję tylko, że nie będzie to ten, który całą niedzielę krzyczał: "Ty kurwo jebana, zajebie cie."
A poza tym i tak mam melancholię kurortową, jak w każdy poniedziałek.
A na coś z zupełnie innej beczki -
piosenka o psie co zjadał chusteczki:
Ehm ehm
Miałam ci ja nowe
chusteczki z marketu
tera muszę znowu smarkać
do papierowego toaletu.
Hej!
Aa, tak, no nie było nic o psie. Ale właśnie obmyślam, jak ją tu wcisnąć jakiemuś psiarzowi jako biedną znajdę z lasu. CO NIE DRZE CHUSTECZEK W STRZĘPY JAK PANI MA TĘ, NO, CHOROBĘ!!!!
(Ale swoją drogą, skubana, zawsze wie, gdzie uderzyć... A teraz proszę, jak słodko śpi, niewiniątko...)
a na deser - kurwa jabłko
(przepraszam za dowcip niskiego lotu, ale ja właśnie się popłakałam ze śmiechu)
W pierwszej kolejności oczywiście psiarzy.
Do tego poznałam już dwoje takich, co swoje psiaki znaleźli na przestrzeni ostatniego tygodnia w pobliskim lesie. (Bokserkę, co wygląda jak prążkowany szkielet. I malutkiego czarnego jamniczka.)
W następnej kolejności spodziewam się jakiegoś żula.
Mam nadzieję tylko, że nie będzie to ten, który całą niedzielę krzyczał: "Ty kurwo jebana, zajebie cie."
A poza tym i tak mam melancholię kurortową, jak w każdy poniedziałek.
A na coś z zupełnie innej beczki -
piosenka o psie co zjadał chusteczki:
Ehm ehm
Miałam ci ja nowe
chusteczki z marketu
tera muszę znowu smarkać
do papierowego toaletu.
Hej!
Aa, tak, no nie było nic o psie. Ale właśnie obmyślam, jak ją tu wcisnąć jakiemuś psiarzowi jako biedną znajdę z lasu. CO NIE DRZE CHUSTECZEK W STRZĘPY JAK PANI MA TĘ, NO, CHOROBĘ!!!!
(Ale swoją drogą, skubana, zawsze wie, gdzie uderzyć... A teraz proszę, jak słodko śpi, niewiniątko...)
a na deser - kurwa jabłko
(przepraszam za dowcip niskiego lotu, ale ja właśnie się popłakałam ze śmiechu)
niedziela, 12 października 2008
recenzja to to nie jest
Obejrzałam sobie wczoraj film. Taki film, który widziałam jakieś 11 lat temu, ale zupełnie nie pamiętałam już z niego nic, oprócz tego, co można przeczytać na okładce płyty DVD, która leżała u mnie jakieś dwa lata przynajmniej (i tak, to oznacza, że rozpakowałam karton z płytami...). Trzeba powiedzieć, że po raz pierwszy obejrzałam go w liceum, za czasów chadzania do DKFu Żyrafa w każdy poniedziałek, kiedy to widziałam jakąś niesamowitą ilość filmów, większości których fabułę pamiętam dzisiaj słabo, lub wcale (bo i też rzadko zapamiętuję dobrze fabułę filmów widzianych raz, zwłaszcza, jeżeli moja pamięć ma ich jednocześnie wiele do ogarnięcia. Szczególnie dotyczy to zakończeń filmów, których właściwie z reguły nie zapamiętuję). W każdym razie postanowiłam obejrzeć ten film w końcu, bo i zbierałam się do tego już jakiś czas.
I wyszło mi na to, że miałam go obejrzeć właśnie teraz. Bo to jest TEN film. I TYM filmem stanie się zapewne na długo. Z wielu względów. Nad którymi jednak postanowiłam się nie rozwlekać tutaj.
Napiszę tylko, że jedne z ostatnich słów, jakie padają w jego końcowej scenie, brzmią:
Today I am 28 years old, and on my 28th birthday, I have experiences enough to write my own Pillow Book.
...
I wyszło mi na to, że miałam go obejrzeć właśnie teraz. Bo to jest TEN film. I TYM filmem stanie się zapewne na długo. Z wielu względów. Nad którymi jednak postanowiłam się nie rozwlekać tutaj.
Napiszę tylko, że jedne z ostatnich słów, jakie padają w jego końcowej scenie, brzmią:
Today I am 28 years old, and on my 28th birthday, I have experiences enough to write my own Pillow Book.
...
sobota, 11 października 2008
czwartek, 9 października 2008
telewizor
trzy seriale
wpisów wcale
(na szczęście ulubione seriale ale
oficery doktory i szalone gospodynie
no sorry)
http://pl.youtube.com/watch?v=k3R5b-NsFr4
wpisów wcale
(na szczęście ulubione seriale ale
oficery doktory i szalone gospodynie
no sorry)
http://pl.youtube.com/watch?v=k3R5b-NsFr4
środa, 8 października 2008
cycle chic
no po prostu pogoda tylko na rower. oczywiście w takie pogody ja mam zwyczaj chorować, więc sę pomarzyć najwyżej mogę. że na przykład mam taki rower.
http://www.copenhagencyclechic.com/
no ale mam za to taki, ino że póki co, mogę sę tylko na zdjęcie pogapić. się.
http://www.copenhagencyclechic.com/
no ale mam za to taki, ino że póki co, mogę sę tylko na zdjęcie pogapić. się.
wtorek, 7 października 2008
słowo na wtorek
kocyk
(rzeczownik, rodzaj męski, zdrobniony)
jak w: "kce kocyk."
kocyk mój jedyny przejęła figa, polarowy kocyk w pieski. nie mam już kocyka.
potrzebuję kocyk.
cieplutki. mięciutki. milutki. kocyk.
pachnący granatowym lenorem.
taki, co się pod nim schować w listopadowy ziąb, w ręku z herbatką, w herbatce z miodem. i dużo cytryny.
(rzeczownik, rodzaj męski, zdrobniony)
jak w: "kce kocyk."
kocyk mój jedyny przejęła figa, polarowy kocyk w pieski. nie mam już kocyka.
potrzebuję kocyk.
cieplutki. mięciutki. milutki. kocyk.
pachnący granatowym lenorem.
taki, co się pod nim schować w listopadowy ziąb, w ręku z herbatką, w herbatce z miodem. i dużo cytryny.
poniedziałek, 6 października 2008
słowo na poniedziałek
patola
(rzeczownik, rodzaj żeński)
jak w: "tam jest normalnie patola na klatce"
zasłyszane w eskaemce, oczywiście
(rzeczownik, rodzaj żeński)
jak w: "tam jest normalnie patola na klatce"
zasłyszane w eskaemce, oczywiście
niedziela, 5 października 2008
piątek, 3 października 2008
czeko-czeko-czeko-lada
(albo cuksy z alkoholem)
jak tak dalej pójdzie, będę się musiała zapisać do fat fightersów
http://pl.youtube.com/watch?v=qcVZg2tVswk
jak tak dalej pójdzie, będę się musiała zapisać do fat fightersów
http://pl.youtube.com/watch?v=qcVZg2tVswk
czwartek, 2 października 2008
te-ra-sy-la-bi-zu-ję
wy-ha-mo-wu-ję
od-cham-o-wu-ję
przes-ta-wiam
przes-ta-wam
prze-jass-kra-wiam
patrz-mi-na-us-ta
od-cham-o-wu-ję
przes-ta-wiam
przes-ta-wam
prze-jass-kra-wiam
patrz-mi-na-us-ta
to też jest pieszy
pieszy
pies-zy
pies-zły
(pies-zły, gdyż ugry-zł panią, która całą sobą próbowała nie dopuścić do tego, by ugry-zł weteryniarza. zł-y.
a nie, to pani-zł-a.)
pos-zły.
(motorower, chociaż posiada silnik, nie jest pojazdem silnikowym.)
pie-r-szy?
pies-zy
pies-zły
(pies-zły, gdyż ugry-zł panią, która całą sobą próbowała nie dopuścić do tego, by ugry-zł weteryniarza. zł-y.
a nie, to pani-zł-a.)
pos-zły.
(motorower, chociaż posiada silnik, nie jest pojazdem silnikowym.)
pie-r-szy?
środa, 1 października 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)