Ów dalszy ciąg fotoperypetii bynajmniej nie wynika z mojego koloru włosów. Ani z jakiejkolwiek mojej cechy. No może trochę łączy się z tą, że nie potrafię, a właściwie nawet się nie staram, przekonać kogoś, że mam rację w temacie, w którym nie czuję się kompetentna. A takim tematem są procesy wywoływania kliszy fotograficznej. A zwłaszcza filmu z Holgi, który okazał się postrachem wszystkich trójmiejskich zakładów fotograficznych, które wywołują tzw. kliszę średnioobrazkową (musiałam użyć tego określenia, żeby zrozumiał mnie pan baaardzo starej daty, w jednym z tych zakładów). Film ów, no name, made in nowhere, nobody knows when (prawie na sto procent expired), ma zasadniczą wadę - czyli nie jest na nim napisane NIC. No i to NIC sieje panikę. Bo pani w super nowoczesnym labie z tego właśnie względu powiedziała, że go nie wywoła (!!), bo nie wiadomo, czy to się nadaje do c-41. A że nie byłam w stanie w żaden sposób tego potwierdzić, wymigała się zręcznie od przyjęcia filmu, (nie wiem, bojąc się, że ją potem pozwę do sądu i zażądam odszkodowania...?) co odpuściłam, bo zaświtało mi, że jednak może gdzieś na opakowaniu od Holgi jest jakaś informacja, że może sprawdzę rzeczywiście, a nuż. Niestety, okazało się, że nie tylko nie jest tam napisane c-41 ani nie widnieje żadna inna kombinacja literowo-liczbowa towarzysząca opisowi filmu, ale również nie jest nawet napisane, czy jest to film kolorowy! A że pan starej daty, patrząc z przerażeniem na film po tym, jak już zrozumiał, co to dziewczę wymachujące tą czarną rolką, chce od niego, orzekł, że jest to film czarno-biały (choć mu nie uwierzyłam początkowo), to pomyślało mi się, że w zasadzie to nawet tego nie mogę być pewna. No a to już różnica jest zasadnicza, i nawet ja o tym wiem...
I cóż, teraz stoję przed widmem tego, że moje pierwsze zdjęcia z Holgi nigdy nie ujrzą światła dziennego... A nie wiem, czy mam jeszcze (w tym wieku...) tyle cierpliwości, żeby poodwiedzać wszystkie zakłady fotograficzne w trójmieście. Bo niestety wszystko zależy od miny pani/pana za ladą na widok wyciągniętej czarnej rolki zaklejonej kawałkiem papierowej taśmy. A tego nawet przez internet się nie da sprawdzić.
Wszystko dziś można zrobić - wydruk na folii, na płótnie (na płótnie "canvas" w dodatku... :0 ), skan z negatywu, odbitki przez internet, "zaawansowaną korekcję tonalną" w samoobsługowej maszynie z dotykowym ekranem, ramkę cyfrową kupić, cuda na kiju. Ale wywołanie kliszy średnioobrazkowej nieznanej proweniencji graniczy z cudem, z tego co widzę. A kiedyś wziął by jeden z drugim i wywołał...
Że użyję cytatu z klasyka, "co za bzdura".
Niech może pójdzie do takiego sklepu Mat na Władzia Czwartego, tam zawsze był taki kompetentny pan, który wiedział wszystko, o chemiach, papierach i takich tam. Może bedzie wiedział, co on za film, ten "sredni obrazek". Ja to sie własnie tego bałam, ze jak ta cyfra nastanie, to juz człowiek nigdy nie bedzie mogl nic tradycyjnie zrobic, a o ciemni, wywoływaczach i innych smierdzacych sprawach, to bedzie mozna zupelnie zapomniec :(
OdpowiedzUsuńtak tak, ten sklep to ja zawsze chodziłam do niego, jeszcze za "starych" czasów, jak wogle nikt nie słyszał o czymś takim jak cyfra! ino nie zdążyłam wczoraj, bo on do 18 tylko, a musiałam zdążyć w zasranym supernowoczesnym labie z panią "porozmawiać"
OdpowiedzUsuńsupernowoczesny lab z doswiadczenia brzmi tyle co - wykonujemy odbitki z plikow cyfrowych
OdpowiedzUsuńa no i papier, papier mat (tyle z tego matu ze to satyna jest) i polysk, generalnie nie fajnie.
Na szczescie zawsze jest dim i digitaldesign.
to właśnie było w dim...
OdpowiedzUsuńI co, i co, udalo sie sredniego zidentyfikowac i do odpowiedniego procesu go przypisac?
OdpowiedzUsuńnie udało się, niestety, gdyż fabryka mi zabrała cenne godziny, kiedy mogłoby się to udać - próbuję więc dzisiaj
OdpowiedzUsuńJesli Ci sie nie uda wyslij do mnie ten film. Tutaj na pewno ktos sie podejmie.
OdpowiedzUsuńReh
właśnie, to jest myśl, tylko żeby człowiek do Lądka aż musiał...
OdpowiedzUsuń