niedziela, 31 sierpnia 2008
sobota, 30 sierpnia 2008
kukułka
Bo to jest tak, i kilka osób o tym wie, że ja od grudnia żyję na kartonach. Tak dosłownie. Bo ja tych kartonów od grudnia nie rozpakowałam. Jeszcze. W większości. Część z nich, co więcej, znajduje się u Żony (i jej Męża), i zagraca jej tak zwaną loggię oraz szafki w dużym (mam nadzieję, że już niedługo zabiorę). A co jeszcze więcej, część została tam, gdzie je zostawiłam w grudniu.
I nie rozpakowałam tych kartonów, bo nie widziałam sensu ich rozpakowywania. Bo trochę nie umiałam sobie sama wymyślić tego sensu. No i bałam (i boję...) się też trochę. Otworzyć te pudła. Wyciągnąć te wszystkie przedmioty, książki, płyty, zdjęcia. Dotknąć ich i poobracać w dłoniach. Zdmuchnąć z nich stary kurz, jeszcze pewnie stamtąd.
(I wciągnąć ten kurz nosem. I kichnąć.)
Postawić je na nowych półkach, powiesić na nowych wieszakach, ułożyć w nowych szafkach. W nowej przestrzeni. W nowym sensie.
Powoli się zbieram.
I nie rozpakowałam tych kartonów, bo nie widziałam sensu ich rozpakowywania. Bo trochę nie umiałam sobie sama wymyślić tego sensu. No i bałam (i boję...) się też trochę. Otworzyć te pudła. Wyciągnąć te wszystkie przedmioty, książki, płyty, zdjęcia. Dotknąć ich i poobracać w dłoniach. Zdmuchnąć z nich stary kurz, jeszcze pewnie stamtąd.
(I wciągnąć ten kurz nosem. I kichnąć.)
Postawić je na nowych półkach, powiesić na nowych wieszakach, ułożyć w nowych szafkach. W nowej przestrzeni. W nowym sensie.
Powoli się zbieram.
piątek, 29 sierpnia 2008
czwartek, 28 sierpnia 2008
dzień trzeciej kawy dniem powszednim
teraz to ja mogłabym kawę co dwie godziny chyba.
może niekoniecznie z ciastkiem, choć pewnie nie pogardziłabym.
dorosłabym wtedy wreszcie do moich spodni i w końcu nic spod-nich nie będzie mi wystawać.
szybki zawalik i od nowa.
a w ogóle, jak mawia dr house, "never is just reven spelled backwards"
couldn't agree more...
don't ever stop wondering*
*wonder - 1. to ask yourself questions or express a desire to know about something;
2. to feel or express great surprise at something that is strange and new
może niekoniecznie z ciastkiem, choć pewnie nie pogardziłabym.
dorosłabym wtedy wreszcie do moich spodni i w końcu nic spod-nich nie będzie mi wystawać.
szybki zawalik i od nowa.
a w ogóle, jak mawia dr house, "never is just reven spelled backwards"
couldn't agree more...
don't ever stop wondering*
*wonder - 1. to ask yourself questions or express a desire to know about something;
2. to feel or express great surprise at something that is strange and new
środa, 27 sierpnia 2008
fotoperypetii ciąg dalszy
Ów dalszy ciąg fotoperypetii bynajmniej nie wynika z mojego koloru włosów. Ani z jakiejkolwiek mojej cechy. No może trochę łączy się z tą, że nie potrafię, a właściwie nawet się nie staram, przekonać kogoś, że mam rację w temacie, w którym nie czuję się kompetentna. A takim tematem są procesy wywoływania kliszy fotograficznej. A zwłaszcza filmu z Holgi, który okazał się postrachem wszystkich trójmiejskich zakładów fotograficznych, które wywołują tzw. kliszę średnioobrazkową (musiałam użyć tego określenia, żeby zrozumiał mnie pan baaardzo starej daty, w jednym z tych zakładów). Film ów, no name, made in nowhere, nobody knows when (prawie na sto procent expired), ma zasadniczą wadę - czyli nie jest na nim napisane NIC. No i to NIC sieje panikę. Bo pani w super nowoczesnym labie z tego właśnie względu powiedziała, że go nie wywoła (!!), bo nie wiadomo, czy to się nadaje do c-41. A że nie byłam w stanie w żaden sposób tego potwierdzić, wymigała się zręcznie od przyjęcia filmu, (nie wiem, bojąc się, że ją potem pozwę do sądu i zażądam odszkodowania...?) co odpuściłam, bo zaświtało mi, że jednak może gdzieś na opakowaniu od Holgi jest jakaś informacja, że może sprawdzę rzeczywiście, a nuż. Niestety, okazało się, że nie tylko nie jest tam napisane c-41 ani nie widnieje żadna inna kombinacja literowo-liczbowa towarzysząca opisowi filmu, ale również nie jest nawet napisane, czy jest to film kolorowy! A że pan starej daty, patrząc z przerażeniem na film po tym, jak już zrozumiał, co to dziewczę wymachujące tą czarną rolką, chce od niego, orzekł, że jest to film czarno-biały (choć mu nie uwierzyłam początkowo), to pomyślało mi się, że w zasadzie to nawet tego nie mogę być pewna. No a to już różnica jest zasadnicza, i nawet ja o tym wiem...
I cóż, teraz stoję przed widmem tego, że moje pierwsze zdjęcia z Holgi nigdy nie ujrzą światła dziennego... A nie wiem, czy mam jeszcze (w tym wieku...) tyle cierpliwości, żeby poodwiedzać wszystkie zakłady fotograficzne w trójmieście. Bo niestety wszystko zależy od miny pani/pana za ladą na widok wyciągniętej czarnej rolki zaklejonej kawałkiem papierowej taśmy. A tego nawet przez internet się nie da sprawdzić.
Wszystko dziś można zrobić - wydruk na folii, na płótnie (na płótnie "canvas" w dodatku... :0 ), skan z negatywu, odbitki przez internet, "zaawansowaną korekcję tonalną" w samoobsługowej maszynie z dotykowym ekranem, ramkę cyfrową kupić, cuda na kiju. Ale wywołanie kliszy średnioobrazkowej nieznanej proweniencji graniczy z cudem, z tego co widzę. A kiedyś wziął by jeden z drugim i wywołał...
Że użyję cytatu z klasyka, "co za bzdura".
I cóż, teraz stoję przed widmem tego, że moje pierwsze zdjęcia z Holgi nigdy nie ujrzą światła dziennego... A nie wiem, czy mam jeszcze (w tym wieku...) tyle cierpliwości, żeby poodwiedzać wszystkie zakłady fotograficzne w trójmieście. Bo niestety wszystko zależy od miny pani/pana za ladą na widok wyciągniętej czarnej rolki zaklejonej kawałkiem papierowej taśmy. A tego nawet przez internet się nie da sprawdzić.
Wszystko dziś można zrobić - wydruk na folii, na płótnie (na płótnie "canvas" w dodatku... :0 ), skan z negatywu, odbitki przez internet, "zaawansowaną korekcję tonalną" w samoobsługowej maszynie z dotykowym ekranem, ramkę cyfrową kupić, cuda na kiju. Ale wywołanie kliszy średnioobrazkowej nieznanej proweniencji graniczy z cudem, z tego co widzę. A kiedyś wziął by jeden z drugim i wywołał...
Że użyję cytatu z klasyka, "co za bzdura".
wtorek, 26 sierpnia 2008
bezradna łania
i mean, how silly can you get?
really
at least i've got my high heels - they should work
:P
(podobno emotikonki są jednak potrzebne... wciąż jestem trochę w szoku)
really
at least i've got my high heels - they should work
:P
(podobno emotikonki są jednak potrzebne... wciąż jestem trochę w szoku)
poniedziałek, 25 sierpnia 2008
niedziela, 24 sierpnia 2008
sobota, 23 sierpnia 2008
była sobie blondynka
blondynka kupiła sobie aparat. no i chciał ona robić nim zdjęcia. założyła więc po wielu mękach film, a właściwie nie założyła, tylko założyła jej go pomocna dłoń.
no i blondynka nie wiedziała jak się posługiwać tym filmem, bo instrukcja pisała, że trzeba kręcić i będą kropki a potem cyferki. no i blondynka kręciła i kręciła, kręciła i kręciła, i pomyślała sobie, że już z pół filmu przekręciła, a tu nic... więc kiedy zaczęły się pojawiać kreski, blondynka pomyślała, że może to już, i zaczęła pstrykać i pstrykać i przesuwać te kreski. i potem nagle film przestał się przesuwać i blondynka pomyślała "to już? jak to, zrobiłam dopiero jakieś 6 zdjęć (z czego połowę z deklem na obiektywie, a wyraźnie pisze instrukcja: "1.Take off the lens cap! It's easy to forget, but "capped" Holga photos are completely black and generally not cool."), ale syf".
Więc postanowiła blondynka, że pierwsze koty za płoty, skąd miała wiedzieć, że nie będzie tych cyferek, i że zaniesie film do wywołania.
Ale kiedy chciała go wyciągnąć z aparatu i postanowiła jeszcze sprawdzić, czy coś się da przekręcić, to lo and behold!, w okienku pokazały się najpierw kropki, o których pisała instrukcja, a potem cyferka 1.
Czyli morał jest taki z tej historii, nie myśl, że ci się film w aparacie skończył, kiedy on się jeszcze nie zaczął.
I to dopiero początek psikusów Holgi - ale o reszcie kiedy indziej, tera idzie blondynka pstrykać.
A blondynka (a właściwie bLondynka) wygląda tak:
no i blondynka nie wiedziała jak się posługiwać tym filmem, bo instrukcja pisała, że trzeba kręcić i będą kropki a potem cyferki. no i blondynka kręciła i kręciła, kręciła i kręciła, i pomyślała sobie, że już z pół filmu przekręciła, a tu nic... więc kiedy zaczęły się pojawiać kreski, blondynka pomyślała, że może to już, i zaczęła pstrykać i pstrykać i przesuwać te kreski. i potem nagle film przestał się przesuwać i blondynka pomyślała "to już? jak to, zrobiłam dopiero jakieś 6 zdjęć (z czego połowę z deklem na obiektywie, a wyraźnie pisze instrukcja: "1.Take off the lens cap! It's easy to forget, but "capped" Holga photos are completely black and generally not cool."), ale syf".
Więc postanowiła blondynka, że pierwsze koty za płoty, skąd miała wiedzieć, że nie będzie tych cyferek, i że zaniesie film do wywołania.
Ale kiedy chciała go wyciągnąć z aparatu i postanowiła jeszcze sprawdzić, czy coś się da przekręcić, to lo and behold!, w okienku pokazały się najpierw kropki, o których pisała instrukcja, a potem cyferka 1.
Czyli morał jest taki z tej historii, nie myśl, że ci się film w aparacie skończył, kiedy on się jeszcze nie zaczął.
I to dopiero początek psikusów Holgi - ale o reszcie kiedy indziej, tera idzie blondynka pstrykać.
A blondynka (a właściwie bLondynka) wygląda tak:
piątek, 22 sierpnia 2008
zaraźliwy doktor
człowiek się pozapisuje do tych wszystkich portali, serwisów i innych, i potem ma kompulsywne sprawdzanie miliona stron... maskara nosz
całe szczęście, że dzięki najwspanialszemu operatorowi telefonii komórkowej ever, internet mi co rusz na chacie nie działa...
dzięki czemu z kolei mogę przynajmniej spędzać deszczowe wieczory z tym panem :)
całe szczęście, że dzięki najwspanialszemu operatorowi telefonii komórkowej ever, internet mi co rusz na chacie nie działa...
dzięki czemu z kolei mogę przynajmniej spędzać deszczowe wieczory z tym panem :)
czwartek, 21 sierpnia 2008
nuudy nuudy
chyba wcześniej chciałam coś powiedzieć, ale zapomniałam, albo tez nie chce mi się
więc tylko będzie konik
jemu chyba też się nudzi
ale nie marudzi
więc tylko będzie konik
jemu chyba też się nudzi
ale nie marudzi
wtorek, 19 sierpnia 2008
pms bis
postuluję o odnotowanie w medycznych księgach nowej dolegliwości kobiecej, o jakże znanym skrócie, ale nowym rozwinięciu:
post-menstrual syndrome
chyba mam coś takiego
potem skończy się post, zacznie pre, skończy pre, zacznie post,
po drodze jeszcze mid - czyli tak zwany mms
(a, zapomniałam o tych kilku dniach owo-euforii)
jazda bez trzymanki
feminizm jest do bani
post-menstrual syndrome
chyba mam coś takiego
potem skończy się post, zacznie pre, skończy pre, zacznie post,
po drodze jeszcze mid - czyli tak zwany mms
(a, zapomniałam o tych kilku dniach owo-euforii)
jazda bez trzymanki
feminizm jest do bani
poniedziałek, 18 sierpnia 2008
przyjechała :)
jest nareszcie
i trochę ona jest jak ja z jeszcze jednego powodu (oprócz wyglądu ;) - przez swoją, że tak powiem, konstytutywną sprzeczność
średni format zamknięty w kolorowym plastiku
mam nadzieję, że będę umiała zrobić z niej użytek - ale właściwie w to nie wątpię...
i trochę ona jest jak ja z jeszcze jednego powodu (oprócz wyglądu ;) - przez swoją, że tak powiem, konstytutywną sprzeczność
średni format zamknięty w kolorowym plastiku
mam nadzieję, że będę umiała zrobić z niej użytek - ale właściwie w to nie wątpię...
Subskrybuj:
Posty (Atom)