każda wiadomość o śmierci jest smutna. zawsze. to taki banał w sumie.
ale kiedy umiera ktoś, kto swojego życia nie zdążył jeszcze przeżyć, jest jakoś smutniej.
po prostu nagle go braknie.
zostają niedokończone blogi tych, którzy postanowili dzielić się chorobą z innymi, na których niespodziewanie (zawsze niespodziewanie) pojawia się ten ostatni wpis, napisany przez kogoś z rodziny.
1...
2...
3...
...
zostają wspomnienia mężów, którzy zaczynają życie od nowa.
wspomnienia tych, którzy przez lata zdążyli zostać przyjaciółmi.
albo tych, którzy nie zdążyli, bo zabrakło czasu.
za każdym razem, oprócz słów, zdjęć, muzyki, zostaje pustka. czasem dziwnie ktoś, kogo może nawet nigdy nie spotkałeś, może byłaś tylko anonimową czytelniczką bloga, może wymieniłeś kilka maili, może nawet słów, staje się nagle irracjonalnie bliski.
a to zaledwie ci, o których wiemy.
(a dziś w dodatku zmierzch był od świtu.
do zmierzchu.
w warszawie.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz