umówmy się. przychodzi taki czas w życiu (bezpośrednio związany z wiekiem kobiety), kiedy zaczynasz szukać jakiegoś zastępczego słowa, chcąc powiedzieć "mój chłopak". bo zdajesz sobie sprawę, że "twój chłopak" właściwie to przestał być chłopakiem wiele lat temu. nie mówiąc już, że są takie sytuacje, kiedy "chłopak" naprawdę brzmi już groteskowo.
kiedy musisz podać osobę uposażoną do ubezpieczenia. albo uprawnioną do uzyskania informacji o stanie zdrowia w szpitalu. kiedy oddajesz dziecko do przedszkola albo opowiadasz weterynarzowi, kto zauważył pierwsze objawy choroby u waszego pupila. kiedy wysyłasz "chłopaka" z twoim zwolnieniem lekarskim do kadr. albo kiedy musisz powiedzieć panu od kaloryferów, o której ktoś będzie w domu (i nie będziesz to ty).
nie mówiąc już o sytuacji i tym podobnych, kiedy jesteś na przykład nauczycielką, a twoi uczniowie pytają, kto po ciebie przyjechał. ("pani powiedziała, że jedzie na urlop z chłopakiem." no naprawdę.)
usilnie szukasz wtedy innego słowa.
"narzeczony" właściwie jest najbardziej optymalny, ale co, jeśli jednak zaręczyn nie było? jest "partner" - ale to póki co u nas przejdzie głównie u lekarza.
"konkubent" to od razu melina i kronika policyjna ("pod wpływem alkoholu zadał konkubinie dwa ciosy nożem".)
można też po imieniu. ("kiedy to się zaczęło". "jakieś dwa dni temu, panie doktorze, k zauważył, że pies wygryza sobie sierść w tym miejscu". tylko wtedy konieczny jest jeszcze jakiś wskazujący gest. żeby była jasność, kto to k.)
i właściwie niewiele zostaje. może "ukochany" (bitch, please).
czasem po prostu już czas, żeby chłopak został mężem. i naprawdę nieważne, czy jesteś za związkami partnerskimi i równouprawnieniem. i nawet nie chodzi o to, że nie wypada. po prostu w naszym języku "partner" to nie jest jednak to słowo, którego chcę używać, mówiąc o najbliższej mi osobie. z chęcią za to będę mówiła o niej per "mąż".
no bo jak to brzmi: "nie wiem, ale proszę zapytać męża". "przepraszam, muszę uzgodnić to z mężem". "mąż jutro podrzuci dokumenty." albo "będzie w domu po 15." i wszystko jasne.
jak dla mnie, brzmi świetnie. zwłaszcza, kiedy te słowa padają z moich ust.
(zdarzyła mi się na razie jedna sytuacja, kiedy "chłopak" nadawał się nawet bardziej. ale kiedy z roztargnienia, wchodząc na imprezę zamykającą pewien znany klub w kurorcie, panu na bramce, który nie chciał mnie już wpuścić do środka z powodu wyjątkowej frekwencji, powiedziałam z rozpaczą w głosie, przeciskając się przez tłum pod drzwiami "ale mój chłopak tu dziś gra!", to po wejściu do środka odwróciłam się jeszcze i poprawiłam z nieukrywaną dumą "znaczy, przepraszam, mąż!". choć bramkarzowi to raczej było już wszystko jedno, kim on tam był.)
tak, uważam, że bardzo dobrze mieć męża. choć nie tylko z powodu nowego pojęcia w słowniku. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz