piątek, 14 stycznia 2011

...between the train and the platform

właśnie tu teraz jestem. inside the gap i didn't mind. przekroczywszy żółtą linię na peronie.
w zawieszeniu. na zwolnieniu. czekam.
na decyzję. na jedno z dwojga, na które babka wróżyła.
na to, z której strony nadjedzie nasz pociąg.

dlatego żeby nie zwariować, głowę zajmuję czym innym. przygodami desperatek z wisteria lane na przykład. sezon szósty.
albo rozmyślaniem o mieście, co nie ma takiego miasta, jest tylko lądek, lądek zdrój. do którego, przysięgam, chyba wszyscy postanowili właśnie pojechać.
więc w wyobraźni w najmniejszym szczególe planuję każdy dzień wyimaginowanej wycieczki. do miejsc ulubionych i do tych, w których jeszcze nie byłam. a wciąż jest takich mnóstwo.
że najpierw poszlibyśmy na southbank, zawsze najpierw na southbank. i gdzie potem, i jak zrobić, żeby wszędzie zdążyć.
w wyobraźni układam listę zakupów. pijąc kawę, patrzę na tamizę zza szyby EAT. potem jeszcze raz z tate'owego balkonu.
sprawdzam, co słychać pod dalim.
robię zdjęcia.
i tęsknię jak diabli. ale pomaga.
grunt, że pomaga.

a tymczasem, posiedzę sobie jeszcze tu, na torach, między pociągiem a peronem, w tym dusznym, gorącym, suchym powietrzu.
poczekam.

jak dobrze, że nie czekam tu sama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz