nie, nadal jestem szczęśliwa.
ale właśnie uczę się przygarniać te ciężkie chwile.
niesamowite, jak łatwo o nich rozmawiać, kiedy dotyczą innych.
że natura jest od nas mądrzejsza. że sama będzie wiedziała, co zrobić.
a jak ciężko jej przyznać prawo do własnego ciała. i po prostu nie zalać się łzami natychmiast.
no nic, podobno wszystko się jeszcze może wydarzyć. a tymczasem hormony niosą mnie od euforii po rozpacz. i z powrotem. i tak w kółko.
hmmm, w sumie nic nowego.
a spotkanie z państwowym szpitalem to dopiero koszmar.
zdrowia i siły życzę
OdpowiedzUsuńdziękuję, M.
OdpowiedzUsuń