sobota, 30 października 2010

summer's long gone















Diplo - Summer's Gonna Hurt You

wtorek, 26 października 2010

zmartwychkawa

kofeina tlen mi żyłami przepycha.
pych-pych-pych.
prze-pych.

czwartek, 21 października 2010

szaleństwa wrześniowej nocy - highlights



















szaleństwa pewnej wrześniowej nocy - teaser

(chociaż to prawie listopad)
cdn...


wtorek, 19 października 2010

jest już ciemnooo...

pogoda daje mi się we znaki.
przed meteopatią schroniłam się na bookarniowej kanapie, z herbatą red chilli w dzbanku, paschą na talerzyku, laptopem na kolanach.
trochę niewygodnie się tak je.

...ale wszystkooo jednooo.

przed pmsem niestety schronić się nie mogę.


poniedziałek, 18 października 2010

jesienią robię się sentymentalna

wstaję rano, na ścianach salonu wita mnie prawdziwy teatr cieni, urządzany przez drgające liście brzozy, przez które przedzierają się promienie niedawno obudzonego słońca, i miliony refleksów skaczących po morskich falach, coraz bardziej wyzierających zza gubiących żółknące i czerwieniejące liście drzew.
(uff)

nad morzem przenikliwe zimno łaskocze mnie po odkrytych częściach. zielone kiedyś trawniki nagle zrobiły się białe.
figa goni sójkę, która zapędziła się do okolicznego ogrodu, za drutem kolczastym pewnie szukając smakołyków.

nie powiem, ładna ta jesień.
lubiłabym ją nawet.

tylko czemu musi być tak kurewsko zimno?

sobota, 16 października 2010

honey, i'm home

piątek, 15 października 2010

the (un)social network

no to poszliśmy na "the social network". ilość osób na pokazie, w tym znajomych, z facebooka i wciąż jeszcze z reala (w tym tych, którzy po powrocie do domu natychmiast weszli na facebooka), mówiła sama za siebie. o tym, jak poważny to fenomen ostatnich lat. i jak bardzo zmienia się sposób, w jaki ze sobą na codzień się komunikujemy. i jak zmieniają się nasze relacje.
ale, nie dramatyzując. lubię dobre filmy. filmy dobrze nakręcone i dobrze zagrane. w których dialogi, powiem to po raz enty, są dobrze napisane - czyli nie drażnią i nie przeszkadzają w oglądaniu filmu i śledzeniu fabuły.
ostatnio oglądałam jeszcze jeden taki film. druga część wall street to też kawał dobrego kina. dwaj znani reżyserzy i dwa porządnie zrobione filmy. choć, jak słusznie zauważyła dzisiaj m o-o za kierownicą warzywniaka, bez wielkich duchowych przeżyć.

ale wracając do sedna. historia młodego amerykańskiego miliardera jest naprawdę niezła. chociaż z tą kradzieżą pomysłu od braci, którzy wyglądali jak klony księcia williama, to nie jestem do końca przekonana. no ale to ameryka, tam można sądzić się o wszystko. zwłaszcza, jeśli w grę wchodzą grube miliony.
a jak powiedział główny bohater:
"if you guys were inventors of facebook, you'd have invented facebook".
ament.

no ale za wiele nie zdradzam, za to bardzo polecam.
i bardzo jestem ciekawa frekwencji - ale o tę chyba nie trzeba się martwić.

czwartek, 14 października 2010

SM

no więc dryfuję gdzieś w wielkiej otchłani, pomiędzy tweetami, share'ami, update'ami i like'ami, czasem je łapiąc, czasem się uchylając przed nimi, jak w gigantycznej wirtualnej zręcznościówce.

skrót SM niepostrzeżenie zmienił swoje znaczenie.

to naprawdę sztuka zachować w tym wszystkim przytomność umysłu.
a, nie mówiąc już o, wbrew pozorom, zdolnościach socjalnych...

na szczęście, jest jeszcze "po godzinach".
na szczęście mamy jeszcze czas dla siebie, choć im dalej w jesień, tym trudniej go nie przesypiać.

dzisiaj na przykład idziemy do kina.
na film...
... o facebooku.

wtorek, 12 października 2010

marek koszmarek

ostatnio miewam koszmary.
koszmary że zostaję sama.
koszmary, że prześwietlają mnie od stóp do głów i okazuje się, że mam raka. że wiozą mnie na salę operacyjną, żeby mi wsadzić rurę w trzewia.
o, wow.
a potem budzi mnie ból brzucha, wzywając tabletkę na k, którą połykam gapiąc się bezmyślnie w poranną szarość za kuchennym oknem.

coś, co chcę zostawić, zdecydowanie nie chce mnie puścić.

i tak, między postami, tweetami i landingami, przecieram oczy gęsią skórką na dłoniach.

to będzie długi dzień.

a poza tym, wszystko dobrze.

poniedziałek, 11 października 2010

hipermania

księżyc ukradli
ci-tacy
i wszyscy powariowali.

niedziela, 10 października 2010

niedziela: bulwar

- myjemy łódki! kajtek, łódkę myjesz!

krzyczy przez megafon mama do płynących za nią sznurem łabędziątek.

a nie, to tylko szkółka żeglarska spływa do mariny.

sobota, 9 października 2010

dobry dzień

w promieniach słońca (co pomyślałam, że jeszcze dali nam się na chwilę nacieszyć tym słońcem, zanim przyjdzie sodomia i gomoria, co ją zapowiadają, że zaraz, a niech mają, niech się chwilkę pocieszą) zajadać na tarasie mingi sernik miodowy (polecam z całego żołądka), co za każdym razem wprawia mnie w endorfinową euforię, jak nic innego, co słodkie.
bezcenne, za każdym razem.

no i skończył się remont, alleluja.
tera ikea.

czwartek, 7 października 2010

wasted

wtorek, 5 października 2010

high

wdycham lakier z parkietu wieczorową porą.
i to właśnie kiedy w kraju huczy dyskusja o dopalaczach. ja sobie tu cichutko, pod kocykiem, siedzę w oparach chemicznego smrodu. co odebrał mi koncentrację już chwilę temu.

i co mam nadzieję przez tę noc nas nie otruje.

poniedziałek, 4 października 2010

cztery metry ponad chodnikami

za osiem dziewiąta rano przechodzę przez przejście dla pieszych na ruchliwym skrzyżowaniu. oprócz mnie przechodzi przez nie jeszcze tylko jeden człowiek.
w drugą stronę.
na szczudłach.