wtorek, 21 września 2010

zimno!

otwieram oczy i opóźniam jak tylko mogę wyściubienie nosa spod kołdry.
z budzika w telefonie wyciskam ostatnie możliwe minuty, na styk.
nie, żebym kiedykolwiek dała mu zadzwonić - już chwilę nie śpię i czas odmierzam pięciominutowymi kawałkami, aż do punktu krytycznego. apokalipsy.
i jednak wstaję, automatycznie zamieniając się w gęś. taką bez piór, if you know what i mean.

tylko skąd się wziął ten **** komar??!
co nam całą noc bzyczał nad głowami.

najgorsze, że pod nieobecność psa, co na czas nie mogącego skończyć się remontu został wywieziony do domu zastępczego, nadaliśmy mu imię.
marek, a jak.

1 komentarz: