poniedziałek, 27 września 2010

mule z farmazonem

na nocnym spacerze pod domem marynarza w takt weselnej piosenki demono wolnego tańczymy.

pies w kółko z gałęzią w pysku biega.

a ja wszystkie czasowniki na końcu dziś stawiam.

sobota, 25 września 2010

z cyklu mądrych myśli już późnonocnych

chociaż przeczytanych w gazecie.
tak, bo w końcu poleżałam sobie na kanapie, bezczynnie, i bezzmęczennie.
z odpowiednio przyjemną ścieżką dźwiękową.
to się nazywa l4.

"tak łatwo uznać bliską osobę za kogoś oczywistego i łatwego do przewidzenia. jeśli wiem, kim jest mój mąż, kim są moje dzieci, zatrzymuję ich w bezruchu, a sama ślepnę."

(joanna rus "zobaczyłam go na nowo", znalezione we wrześniowym zwierciadle)

bo ostatnio dobry wzrok wydaje mi się ważniejszy, niż kiedykolwiek.

słuch też.
ale to już inna para słuchawek.

czwartek, 23 września 2010

de

w końcu pojawiła się znowu. prosiła, żeby już nie nazywać jej tak, jak kiedyś.
teraz jest po prostu d.

na razie nie chce już występować na łamach kundelka.pl, wolałaby, sama nie wie, coś bardziej, jak mówi, "psychologicznego". jakieś "lustro" czy coś takiego.
hmmm.
to podobno taki nowy etap. "a potem zobaczymy, co dalej."
tu akurat jesteśmy spokojni - wszystko po staremu.

no więc oto d i maska.
a czego to maska i co za nią - to już tylko kwestia wyobraźni.


wtorek, 21 września 2010

zimno!

otwieram oczy i opóźniam jak tylko mogę wyściubienie nosa spod kołdry.
z budzika w telefonie wyciskam ostatnie możliwe minuty, na styk.
nie, żebym kiedykolwiek dała mu zadzwonić - już chwilę nie śpię i czas odmierzam pięciominutowymi kawałkami, aż do punktu krytycznego. apokalipsy.
i jednak wstaję, automatycznie zamieniając się w gęś. taką bez piór, if you know what i mean.

tylko skąd się wziął ten **** komar??!
co nam całą noc bzyczał nad głowami.

najgorsze, że pod nieobecność psa, co na czas nie mogącego skończyć się remontu został wywieziony do domu zastępczego, nadaliśmy mu imię.
marek, a jak.

niedziela, 19 września 2010

to dopiero leniwa niedziela

kiedy o 17 po raz drugi tego dnia mówię "dzień dobry".

a wieczorem z kuchni dochodzi pyszny zapach pieczonego kurczaka by k.

byle by już więcej tych korków nie wywalało.

czwartek, 16 września 2010

home/sick

chorość w zatokach zabrała mi resztki bystrości.
po kołdrą, w naszym mikrodomku-na-czas-remontu, obstawionam komputerami.

i tak się przestawiam między makiem a pecetem, dwa palce/jeden palec, cmd/ctrl, alt lewy/prawy.
powoli nabieram wprawy.

wtorek, 14 września 2010

kaszebe łelają nas!

oj, pięknie nas kaszebe łelały przez trzy dni.
trzy dni pięknego łesela.
bawili my się jak nigdy.
łele szkła żeśmy potłuczyli.
a państwu młodym życzyli my łele, łele i po stokroć łele szczęścia i miłości.









a na kaszubach są trzy rodzaje wody.
przepraszam, łedy.
łeda do pici, łeda do myci, i łeda do myci pici.

:)

czwartek, 9 września 2010

czwartkowe cytaty

"dziewczęta, kasujcie bilety, bo kontrol siedzi."
mówi babcia wysiadająca z trolejbusu. do mnie, i do wsiadającego obok mnie blond dziewczęcia, tak na oko dwa razy młodszego ode mnie.
i pomyśleć, że dziewczęta dwa razy młodsze ode mnie robią już te wszystkie zakazane rzeczy.

* * *
"surprajzy czy dżoje?"
pyta ekspedientka w aldku babci kupującej jajka z niespodzianką.
więc, proszę pani, ja poproszę i to, i to.

* * *
odpukać, wracam do formy.
tfu tfu.

wtorek, 7 września 2010

koszmar z ulicy k

chłopak w piekarni, który sprzedawał mi dzisiaj ślimaka cynamonowego, narzekał na pana dostawcę, że wszystkie ślimaki zgniecione. a jeszcze zgubił mi wuzetkę, pani, wie pani, jak ja się wkurzyłem.
ładna blond pani (inna) z kolejki skontrowała frustrację sprzedawcy prostym "ale za to jaki ładny dzień dzisiaj będzie."
a będzie.
wrześniowe słońce obiecało mi to, kiedy szłam ulicą otoczoną krzywymi drzewami.
a mi uciekł przez pana frustrację trolejbus. ale i tak życzył mi pan wszystkiego dobrego. nawzajem.
tak, ślimak cynamonowy, jak zwykle, bardzo dobry.

* * *

w zastawionej na czas remontu sypialni śnimy koszmarne transmisje, co nam telewizor falami radiowymi do głów przekazuje.
i prądem się dotykamy.

poniedziałek, 6 września 2010

czwartek, 2 września 2010

wrzesień

ani rozpoczynająca się wiosna, ani nowy rok, ani żaden inny czas w roku tak bardzo nie kojarzy mi się z nadejściem "nowego", jak pierwszy września.
odgórnie ustanowiony początek jesieni, którą już od jakiegoś miesiąca ogłasza wielu, jakby zaklinając w ten sposób swój lęk przed nieuchronnym końcem lata.
które przecież właściwie wcale się jeszcze nie skończyło.

galowy strój na rozpoczęcie roku. pierwszy dzwonek na szkolnym korytarzu. to charakterystyczne wrześniowe powietrze, wrześniowe światło, zapach, kolory, dźwięki.
kraczące kraczydła w parku.

wrzesień zawsze będzie mi się kojarzył nie z końcem, a właśnie z początkiem. z lekkim podenerwowaniem w żołądku. z oczekiwaniem na to, co się teraz wydarzy.
i z niespokojnym wypatrywaniem dnia, kiedy wyjdę z pracy, a na dworze będzie już ciemno.