ostatnie dni upływają mi pod znakiem jamiego woona. dawno tak bardzo nie wyczekiwałam żadnej płyty. bo wreszcie będę mogła mielić ją w kółko na ipodzie, zamiast skakać po youtubie.
wszystkie, oprócz jednej, piosenki na albumie mirrorwriting powstały już dobre kilka lat temu. skomponowane na głos i gitarę. na głos jamiego woona i gitarę. i to słychać.
elektronicznie aranżacje są nienarzucającym się tłem dla głosu woona, który jest wiodącym instrumentem. co nie zmienia faktu, że to tło jest bardzo przyjemne dla ucha, i jak na moje, całkowicie laickie, ucho, bardzo dobrze wyprodukowane. tworząc bardzo melodyjną całość. która płynie i buja.
płyta ukazuje się oficjalnie - dopiero - 18 kwietnia. dlatego z niecierpliwością czekam, aż przyjdzie do mnie to.
a w tak zwanym międzyczasie...
wyobraźcie sobie, co przeżyłam, kiedy dowiedziałam się, że w tę sobotę jamie woon przyjeżdża do warszawy z zespołem. bilety zostały natychmiastowo zakupione, zorganizowana wycieczka do stolicy. a mnie dopadła wręcz nastoletnia ekscytacja. taka, która zawsze mnie łapie, kiedy czekam na coś, czego nie mogę się doczekać.
najlepsze jest to, że jamie woon to kilka osobnych bajek. inna, kiedy jamie woon jest sam na sam z samplerem (to moja ulubiona wersja), inna na koncertach z zespołem. jeszcze inna na płycie. wszystkie łączy jedno - głos jamiego woona. niezawodny.
jaram się.
.
Kurcze, myślałem że to Latynos :wstydniś:
OdpowiedzUsuńa tak trafiłam właśnie szukając czegoś innego i się zatrzymałam...
OdpowiedzUsuńhttp://www.abconcerts.be/nl/abtv/p/detail/jamie-woon
to się podzielę, co nie?
dziękuję bardzo :)
OdpowiedzUsuń