poniedziałek, 20 lutego 2012

o słowach i kupach

o słowach.

ostatnimy czasy mam problem ze słowami. pogłębiający się coraz bardziej, zdaje się.

otóż mylę słowa, ni stąd ni zowąd. zamiast "odcinek" mówię "przystanek", a zamiast "obejrzę" - "przeczytam".

(i tak, zamiast "zostały mi jeszcze dwa odcinki do obejrzenia" mówię "zostały mi jeszcze dwa przystanki do przeczytania". naprawdę tak mówię. na głos. bez refleksji.)

albo, jeszcze gorzej, dokonuję słowotwórstwa przez łączenie dwóch wyrazów występujących jeden nieopodal drugiego (w tekście, na który patrzę, w mojej głowie, lub może być jeden w tekście na który patrzę, a kolejny już w mojej głowie), z każdego czerpiąc po jednej sylabie.

a zamiast body shop mówię zamiennie topshop lub photoshop.

albo w ogóle mówię coś kompletnie od rzeczy.

i choć z reguły zdarza mi się to po całym dniu pracy, już w domu, więc tylko k jest narażony na niespodziewaną rozrywkę, czasem wymsknie mi się też w szerszym gronie. i naprawdę nie jest mi wtedy do śmiechu, chociaż udaję coś zupełnie odwrotnego.

no i nie wiem, czy to jakaś postępująca degeneracja połączeń w mózgu tam, gdzie mowa się w mózgu znajduje, zwana jedną z tych nazw, których uczyłam się na studiach ale nigdy jakoś tak porządnie nie zapamiętałam, która oznacza jaką dysfunkcję.
(a zamiast "zapamiętałam" napisałam właśnie przed chwilą "zapomniałam" i właśnie to jest to).

czy to nieuchronna przypadłość rodzinna, dotykająca od pokoleń kobiety od strony mamy, która w pewnym wieku zaczyna być wyraźnie widoczna.

czy to zwykłe przepracowanie, przeinternetyzowanie i przebodźcowanie, na które każdego dnia jestem narażona.

czy po prostu

najzwyczajniej

brak mi słów.

?

- - - - - - - - - - - - -

o kupach.

codziennie rano podążamy z kazikiem na spacer w pewną mało uczęszczaną alejkę na zboczu góry, na której mieszkamy. i codziennie, a zwłaszcza ostatnio, kiedy jakby wiosennie zaczęło się robić nieśmiało, a przynajmniej mrozy odpuściły, jeśli wiosennie to jednak hiperbola z mojej strony, mijamy przeogromne psie kupy (i to już wcale nie hiperbola). codziennie jakby większe. i codziennie więcej ich jakby też. (podejrzewam, że po prostu jest ich więcej codziennie).

i codziennie w głowę zachodzę, dzielnie dzierżąc w dłoni darmowy woreczek papierowy na psie kupy, jak to jest, że mieszkańcom tej w końcu najbardziej prestiżowej góry w mieście portowym nie przeszkadza, że codziennie na środku chodnika - co prawda mało uczęszczanego - z którego widok na morze piękny się rozciąga, zostawiają przeogromne kupy swoich psów w pełnej krasie.

skoro miasto zapewnia im darmowe torebki na kupy. a podajnik za rogiem stoi.

(no dobrze to małe niedopatrzenie jednak, że podajnik jest, i to zwykle pełen torebek, a do najbliższego śmietnika z pełną torebką kawałek już przejść trzeba. ale nie znajduję tego wytłumaczeniem, o nie).



i tak se usiadłam i napisałam
o kupach i słowach

ament.

.

6 komentarzy:

  1. Moja mama ma coś podobnego, ale u niej nazywa się to zespół chronicznego przejęzyczania XD
    Ja mówię strasznie niewyraźnie i często tworzę własne słowa i wtrącam zwroty z innych języków (to okropne, nie cierpię zanieczyszczania polszczyzny!), więc naprawdę ciężko mnie zrozumieć.
    Hmm, faktycznie, może to poważnie utrudniać życie...

    U nas też jest pełno kup, to wszystko przez ten śnieg. Niektóre są czerwone, inne białe... Tęcza w pełnej krasie rozbełtana na chodniku!
    :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomijając słowa i kupy - chciałabym pogratulować Kazika ;) Dobrze znów mieć futro w domu ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Calima, dziękuję, strasznie dobrze mieć futro, dopiero zdałam sobie sprawę, jak bardzo lubię, kiedy pachnie psem! :)
    @mysza, chyba u mnie jakiś taki zespół też się ujawnia, ze zwrotami z innych języków też mam problem - pracuję w branży, w której wszyscy zasuwają zwrotami z angielskiego ale za każdym razem się wzdrygam, jak mam powiedzieć "content" albo coś równie okropniastego.

    OdpowiedzUsuń
  4. ech... te słowa zagraniczne - masakra. w pełni Cię rozumiem, gapminded. Czasem nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, ile śmiecia wrzucam do języka. Cypis mnie strofuje w tej materii..

    OdpowiedzUsuń
  5. ech, no a dzisiaj święto ojczystej mowy więc tym bardziej się starać czeba.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja sobie wyginam słowa bo lubię, zdarzają mi sie jednak przejęzyczenia łączące dwa w jedno: Karparow - jako Karpow i Kasparow, konewaczka - jako konewka i polewaczka, pióropis - jako pióro i długopis itp. Chyba szybciej mówię niż myślę:)
    Co do kup - u nas też strach zejść z głównego traktu, strach nie patrzec pod nogi bo obsrywanie okolicy jest nadal na porządku dziennym, bez obciachu i jakiś tam woreczków.

    OdpowiedzUsuń