wtorek, 19 lipca 2011

solidarność jajników

w przebywaniu w szpitalu dobre są dwie rzeczy.

najlepsza na świecie kawa zbożowa, której smak usilnie próbuję odtworzyć w domu.

i poznawanie innych kobiet. ich historii, które często tak bardzo przypominają nasze własne.

kobiet z torbielami na jajnikach, mięśniakami macicy, ciążą pozamaciczną, ostrym zapaleniem przydatków, guzami endometrialnymi gdzieś w brzuchu. kobiet, które zdążyły jeszcze zostać matkami, zanim podstępne hormony zaczęły mieszać w ich organizmach, i tych, o których szansę na macierzyństwo wciąż walczą lekarze, bardzo ostrożnie rozważając każdy zabieg chirurgiczny, by ich tej możliwości nie pozbawić.

między takimi kobietami na szpitalnej sali często rodzi się dziwna więź. zrozumienia, współczucia. okazuje się, że wiele z nas cierpi bardzo podobnie. i wszystkie życzymy sobie jak najlepiej.

chociaż nie spotykamy się już nigdy więcej.

zastanawiam się czasem, jak potoczyły się ich losy.

dziewczyny, która poroniła w 10 tygodniu i nie uroniła ani jednej łzy. mówiła, że nigdy nie płacze.

wrocławianki, którą z wczasów w jastarni ściągnął do szpitala silny ból i zapalenie otrzewnej, która kilka lat temu straciła już jeden jajnik i groziło jej usunięcie drugiego. choć właśnie miała ponownie wyjść za mąż i marzyła o drugim dziecku.

mamy pięcioletnich bliźniąt, której endometrioza zadomowiła się na dobre w bliźnie po cesarskim cięciu, powodując ból, który zwalał ją z nóg.

rodziny, której choroba pokrzyżowała wakacyjne plany. 


a jak potoczy się moja historia? - zastanawiam się, łykając, już w domu, kolejną tabletkę.




.

7 komentarzy:

  1. Jestem przekonana, że dobrze. Bo dlaczego nie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też czasem myślę, że dobrze. Ale im jestem starsza (wielkie mi odkrycie ;) tym widzę coraz więcej opcji, które mogą się wydarzyć, ot, tak, po prostu, a których nigdy nie brałam pod uwagę. I one toczą się baaardzo różnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś w tym jest. Kiedyś miałam po prostu przeziębienie, którym się nie przejmowałam, a ostatnio coraz gorzej nawet to znoszę. Może to TE OPCJE.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może tak. Ale ja nawet nie mam na myśli znoszenia tych opcji jako takich, ile ich konsekwencji. Tak jakbyś, im jesteś starsza, miała coraz większe szanse zachorować na takie przeziębienie, po którym na przykład stracisz węch, zanim jeszcze zdążysz powąchać coś, o czym zawsze marzyłaś. A,tak sobie wymyślam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę sobie, że to gdzieś siedzi w mojej głowie - te konsekwencje. Kiedy ma się 20 lat to starość, choroba i śmierć ( dla większości) wydają się czymś nierealnym, z całkiem innej bajki, czymś co może się przytrafić każdemu dookoła tylko nie mnie. Z wiekiem człowiek zdaje sobie sprawę, że to jednak nie działa w ten sposób.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam podobne wrażenia z pobytu w szpitalu onegdaj, które mógłbym opisać pod tytułem "solidarność czubków". Pacjenci, paląc po kryjomu papierosy na klatce schodowej, opowiadali sobie historie, których nie mógł usłyszeć żaden lekarz ani psycholog. Co dalej się z nimi działo?

    Bipolarna dziewczyna będzie musiała brać leki do końca życia, klepie biedę. Anorektyczka zmarła po pół roku, wykończyła swój organizm. Schizofrenik jakoś sobie radzi, pracuje jako programista. Kobieta z ciężką lekooporną depresją dostała skierowanie na elektrowstrząsy, mam nadzieję, że jej pomogły.

    A ja (dystymia, fobia społeczna) siedzę, czytam, słucham, myślę, czuję. I czasem jakaś historia mnie skłania do tego, żeby też się otworzyć. Anonimowo oczywiście.

    Moja historia toczy się dobrze, coraz lepiej. Zdrowieję.

    Czego i Tobie życzę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję, ignotusie. I myślę, że dużo trudniej jest mówić o tym, co dzieje się w głowie, niż o tym, co w jajnikach, macicach i innych.

    Czarny Pieprzu, dokładnie tak. Po prostu kiedyś nie myślało się o tym, że może ni z tego ni z owego zdarzyć się coś, czego się już nie da odkręcić. A potem to się po prostu zdarza.

    OdpowiedzUsuń