sobota, 27 listopada 2010

strach.

to on sprawia, że wielki pies na oślep próbuje przebić się przez zamknięte okno na poddaszu, w rozpaczliwej ucieczce przed sobie tylko znanymi demonami.

a jego pani zadręcza się myślami o tym, czy potrafi zapanować nad trzydziestopięciokilowym stworzeniem, za które kiedyś, mniej lub bardziej świadomie, wzięła odpowiedzialność.

to on sprawia, że dorosła kobieta wciąż unika mówienia na głos o tym, co dla niej ważne, gorzko nauczona przez własne demony z przeszłości.

tak, chociaż zagrożenie dawno minęło, on wciąż nas nie opuszcza. jak najwierniejszy przyjaciel.



(i tak, jeśli ktoś odczytał nawiązanie, to "desperate housewives" są moim ulubionym serialem)

dlatego, postanowiwszy spędzić piątkowy wieczór na samotnych dywagacjach pod kocem, pani zabiera trzydziestopięciokilowe stworzenie na nocny spacer, podczas którego ma miejsce pierwsze tej zimy (!) rytualne wytarzanie się w śniegu.
co właśnie spadł ku trzydziestopięciokilowego stworzenia uciesze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz