przyglądam się twarzom (w tym codziennie swojej, bardzo skrupulatnie) i widzę to, czego kiedyś nie było. poprzeczne bruzdy na czole. podłużne linie wokół ust. promieniście rozchodzące się wokół oczu kurze łapki. przerzedzające się zakola. siwiejące brody. nieuniknione, nieodwracalne zmiany, prowadzące nas tam, gdzie mieliśmy się nigdy nie znaleźć. nie tak szybko.
***
to jedna z tych prawie niewystępujących chwil, kiedy jestem sama. siedzę na balkonie z książką, której przeczytałam już aż trzydzieści stron w ciągu ostatnich dwóch tygodni (wierzę, że są wśród was tacy, co dobrze rozumieją, co mam na myśli). właśnie czytam o tym, jak gdzieś dawno temu, w zeszłym stuleciu, wraz z narodzinami zawodu sprzedawców, a później marketerów, zmienił się ideał człowieka. jak książki traktujące o samorozwoju z opisywania tego, jak ćwiczyć własny charakter, zaczęły skupiać się na tym, jak stać się przebojowym.
choć wśród ludzi zawsze znajdowali się ekstrawertycy i introwertycy, żyjemy dziś w czasach, w których introwertyzm stał się wadą. panuje przekonanie, że z introwertykiem musi być coś nie tak - skoro częściej wybierze czas w samotności zamiast głośnej imprezy. albo, jeśli już na imprezę pójdzie, będzie raczej stał z boku. a jeśli czasem jednak woli być w centrum zdarzeń, będzie potem dłużej dochodził do siebie i rzadziej szukał towarzystwa innych. że jest antyspołeczny, wycofany, patologicznie nieśmiały - łatek jest wiele - skoro nie jest "ekstra".
jaka wielka to ulga, zrozumieć i zaakceptować fakt, że bardzo różnimy się od siebie. że nie każdy musi porywać tłumy. że siłą niektórych jest spokój i potrzeba częstszego zaglądania wgłąb siebie i obserwowania świata wokół. że każdy inaczej ładuje baterie - jedni wśród ludzi, inni wręcz przeciwnie. i wreszcie, że introwertyk też może być towarzyski - tylko czasem "inaczej". i że to wszystko jest całkiem normalne.
patrzę sobie na małego s., i widzę, że też rośnie z niego mały introwertyk (w końcu ma dwoje introwertycznych rodziców). bardzo ciekawy świata, często odważny, częściej ostrożny. obserwator, który potrzebuje czasu, by poczuć się bezpiecznie w nowej sytuacji. widzę, jak już, w wieku 1,5 roku, miewa przypinane łatki "wycofanego", "cichego" i "nieśmiałego", choć ja znam go jako pogodnego, towarzyskiego chłopczyka z dużym, całkiem własnym poczuciem humoru. bez kompleksów, których jeszcze nie zdążył nabyć.
i stawiam sobie za życiową misję zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby czuł się dobrze w swojej skórze. w społeczeństwie, które hołubi ideał ekstrawertyka.
p.s. rzeczoną książkę (tu w wersji polskiej) bardzo polecam i tym ekstra i intro, wraz z blogiem autorki, która - w sposób właściwy dla introwertyka - rozpoczęła "cichą rewolucję". a ja bardzo jej kibicuję.
Zupełnie się nie zgadzam. Z wyjątkiem tego że rzeczywiście wczoraj zrobiliśmy się jakby starsi. Dosłownie ;)
OdpowiedzUsuńach, no tak, zapomniałam całkowicie. na usprawiedliwienie mam jedynie fakt, że zapominam dziś o wszystkim. nawet o tym, że nie zrobiłam czegoś, co właśnie miałam zrobić. ;)
Usuńa nie zgadzać się nie ma co - to tylko moja mała, własna, prywatna obsesja ostatnich miesięcy. taki mały kryzysik.
No ja też szczególnie nie przypomniałem ;-)
UsuńA wogle (!) to 60% Polaków nie przeczytało w zeszłym roku żadnej książki :-D
Hmm...czas dopiero nabiera dla Ciebie rozpędu. Naprawdę.
OdpowiedzUsuń