w korytarzu kobiety kołyszą ogromne brzuchy na wiotkich biodrach. z sal dobiegają gwałtowne dźwięki z aparatów ktg, podłączonych do innych ogromnych brzuchów. każdy dzień sponsorują słowa: indukcja, oksytocyna i czop śluzowy. czas upływa od jednego wywołanego skurczu do kolejnego. odległość mierzy się w palcach.
co trzy godziny położne przychodzą "słuchać brzuszków". mojego nie słuchają.
bo ja nie przyszłam tu rodzić.
ja przyszłam tu nieurodzić.
ciążowy świat i tak pochłania mnie bez reszty. na pytanie o imię, odpowiadam już automatycznie imieniem dziecka. nawet jeśli ktoś pyta o moje. do mnie mówi się przecież po (przekręconym na każdy możliwy sposób) nazwisku. albo po prostu, "pani do szwu".
kiedy leżę te kilka dni na twardym, skrzypiącym, niewygodnym łóżku, na innych, w rytm szpitalnych posiłków, zmieniają się kobiety jak w kalejdoskopie, kolejno trafiając na wyczekiwaną porodówkę.
niektórym już spieszno do regularnych skurczy. dla innych oznaczają niechybny, nieopisany dramat. na szczęście tych drugich jest tu zdecydowanie mniej.
na całe szczęście.
:) powodzenia i wytrwałości!! :)
OdpowiedzUsuńdziękuję! :) wytrwałość się przyda, ale przecież jest dla kogo być wytrwałym. :)
UsuńWzruszyłam się i jakoś ciężko mi, bo przypomniał mi się mój pobyt w takim "sanatorium". Akurat dzisiaj pojawił się Twój post... ja równo rok temu trafiłam na patologię. Niestety nie udało się, bliźniakom było zbyt spieszno :( ale wierzę, że u Ciebie wszystko będzie w porządku! Trzymam kciuki- musi być dobrze, powodzenia! Wejherowianka :)
OdpowiedzUsuńdziękuję, współczuję i życzę dużo szczęścia!
UsuńChoć was nie znam, a na ten blog trafiłam przypadkiem, to zaciskam kciuki, aby wszystko dobrze się skończyło. Też byłam w tym samym miejscu co Ty, tylko w innym czasie, więc przesyłam moc pozytywnych fluidów dla Ciebie, męża, i szkraba, bo dobrze pamiętam, jak bardzo w takim momencie ich trzeba... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńdzięki! pozytywne fluidy zawsze w cenie :)
Usuń