środa, 7 listopada 2007

Introducing...

Zainspirowana podobnymi przejawami aktywności pisarskiej, odczuwając ogromną potrzebę bazgrania samodzielnego, bo pisanie komentarzy przestało wystarczać, w oczekiwaniu na wytęskniony intelektualny językowy blog M. i mój, postanowiłam póki co wypacać się sama w miarę regularnie w niniejszej lokalizacji.

Po co? Bo lubię literki, kręcą mnie słowa, kocham przecinki, anafory, metafory i metonimie. I zdania wielokrotnie złożone też bardzo. Bo trochę podążam za czasami i modą, przecież teraz tak wypada. Bo dokonuję autoterapii sprawdzając, czy jestem w stanie na tyle przełamać swój introwertyzm, żeby nie wstydzić się następnego dnia tego, co napisałam dnia poprzedniego w grafomańskim amoku, a co wszyscy zdążyli już przeczytać. I jeszcze w poszukiwaniu zagubionego ego, bo się zorientowałam, że jakoś mnie nie ma ostatnio, może z tych literek i obrazków coś uda się pozbierać do kupy. A, i przecież jeszcze ten kryzys dwudziestosiedmioletniej blondynki…

A jak? A różnie, pseudoartystycznie, nibyliteracko, grafomańsko, z czystej radości, że te słowa tak same tabunami spod czaszki walą i się pod palce nawijają. Wypacając też czasem zdjęcia ilustrujące omawiane zagadnienia, co je tymi ręcami, przy pomocy urządzenia, wykonałam.

No i będzie trochę jak w zdjęciu tytułowym – o tych dziurach, odstępach i przepaściach, co trzeba na nie uważać. Na czasie. Za przykładem. Ku pamięci. Mięci kupa.

I chyba jednak po polsku, ale znowu tak nie do końca.

Strumieniem świadomości, potokiem słów, z siłą wodospadu.